„Żeby być sobą, trzeba być kimś” –
Stanisław Jerzy Lec.
Na jednym ze spotkań klubu Toastmasters, którego jestem członkinią, pojawiło się to piękne zdanie w ramach elementu „Gorących pytań”. Dla niewtajemniczonych: to fragment spotkania, podczas którego ochotnicy wygłaszają króciutkie improwizowane mowy na zadany temat.
Zdanie to wywołało ogólne poruszenie zebranych, pojawiły się różne interpretacje, co niezmiernie mnie zaciekawiło. Na przykład, jeden z mówców oburzony był postawioną przez Leca tezą i próbował ją obalić, twierdząc, że wręcz przeciwnie – stawanie się kimś w rozumieniu bycia osobą znaną np. ze swoich dokonań, popularną czy rozpoznawalną wreszcie – jak najdalej odsuwa od bycia sobą i nie warto zmierzać w tamtą stronę. Fakt, tę frazę można też tak interpretować. Dlaczego nie? Mój wgląd jest jednak inny.
Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że ludzie nie są samych siebie ciekawi. Opierając się na schematach myślowych, szybko przyjmują pewien pogląd na swój temat, twierdząc „ten typ tak ma” albo „już taka jestem i koniec.” Takie postawy pojmuję jako formę autoobrony. Rzadko kiedy przyglądamy się sobie z zewnątrz, z dystansem, analizując swoje zachowania. Bez osadzania, jedynie z czułą ciekawością siebie. Biegniemy z dnia na dzień zajęci pracą, domem, podatkami, wydatkami, dziećmi, problemami, wyzwaniami... ale nie sobą. Z własnej woli nie przystajemy nawet na chwilę, bo nawet wypoczywając – zajmujemy umysł rozmowami, filmami, muzyką, smartfonem, sportem, używkami itd. Nasze mózgi stale dopraszają się rozrywki i dopaminy. Wycisza nas tylko sen, ale trudno wtedy o świadome przypatrywanie się sobie, nieprawdaż?
Zdarza się, że zmęczeni, rozgoryczeni, w niemożności poradzenia sobie z wyzwaniami trafiamy na kozetkę do psychologa i wtedy stwarzamy sobie szansę, by z pomocą terapeuty poprzyglądać się sobie. Ale dziś to tylko jeden ze sposobów.
Kilka lat temu zdecydowałam się na wzięcie udziału w 10-dniowym odosobnieniu i nauce dawnej techniki medytacyjnej – Vipassany. Podczas tego odosobnienia uczestnicy zobligowani są do zachowania milczenia, powstrzymania się od czytania i pisania oraz uprawiania sportów wszelakich, uprasza się nawet o niepatrzenie sobie w oczy. Idea jest próba osiągnięcia maksymalnego skupienia i wyciszenia.
W ośrodku przebywa około 120 uczestników, po równo kobiet i mężczyzn, ale każdy nocuje samodzielnie i nawet podczas grupowych medytacji czy posiłków zachowany jest w salach podział na płcie. Dzień rozpoczyna się o godz. 4 rano wspólną medytacją i kończy się podobnie o godzinie 21. W sumie 11 godzin medytacji każdego dnia przez 10 dni trwania kursu.
W trakcie przyjmowania do ośrodka trzykrotnie podpisywałam zgodę na dobrowolne pozostanie w murach ośrodka do czasu zakończenia kursu, niezależnie od moich odczuć. Kurs można przerwać tylko z powodów zdrowotnych lub jako konsekwencja interwencji kogoś upoważnionego do kontaktu z nami ze świata zewnętrznego (w przypadku choroby kogoś bliskiego lub w innych nagłych wypadkach). Brzmi dziwnie? Strasznie? Możliwe, ale bardzo szybko zrozumiałam, czemu ta procedura służyła. Ośrodki Vipassany na całym świecie rządzą się podobnymi prawami i oparte są na wieloletnim doświadczeniu i głębokiej wiedzy dotyczącej ludzkiej psychiki. Dodam tylko na marginesie, że tą techniką medytacyjną przeprowadza się z dużym sukcesem resocjalizacje w niektórych indyjskich więzieniach.
Ludzki umysł zachowuje się często podobnie do małpy – skacze z myśli w myśl, jak małpa z drzewa na drzewo. Umysł chce się bawić, doświadczać, chce karmić się światem zewnętrznym, stale poszukuje bodźców, które szybko dostarczą mu dopaminy. Stąd na przykład taka łatwość w uzależnianiu się od scrollowania naszych smartfonów – minimum zużywanej energii (jedynie powtarzalny ruch kciuka) a maksimum przyjemności i dopaminowego haju (news za newsem). A tu nagle nowy adept Vipassany rozpoczyna 10-dniowy post dopaminowy, głodówkę wręcz – w ciszy, w bezruchu, z zamkniętymi oczami. Koszmar! Prawdę mówiąc, już pierwszego dnia wieczorem szukałam dziury w płocie, żeby stamtąd uciec, pomimo tego, że dokładnie wiedziałam, jak kurs wygląda i czekałam z ekscytacją na jego rozpoczęcie kilka miesięcy. Na szczęście dziury w płocie nie znalazłam.
Zostałam i rozpoczęłam naukę wstępnej techniki medytacyjnej Anapamy – mającej pomóc nam wyciszyć umysł. Technika polega na całkowitym skupieniu uwagi na dziurkach nosa i rozpoznawaniu wszelkich doznań związanych z tym obszarem naszego ciała – temperaturą wdychanego i wydychanego powietrza, zapachem... Pierwszego dnia z 11 godzin poświęconych tej technice może 5 min udało mi się faktycznie pozostać w sumiennym skupieniu na oddechu. Następnego dnia poszerzyłam zakres do minut 8, a trzeciego dnia do 20!
Czym zatem zajmował się mój umysł podczas pozostałych godzin? Samym sobą. A właściwie produkowaniem niesamowitych historii dotyczących moich bliskich. Przez 3 dni non stop wyświetlały mi się pod powiekami katastroficzne filmy, w których w ramach różnych scenariuszy ginęli po kolei wszyscy członkowie mojej rodziny i nie pozostawał już nikt, kto mógłby mnie o tym poinformować. Przeżywałam te koszmary w ciszy, bez możliwości wypowiedzenia ich na głos. Dodatkowo doświadczałam wszystkich związanych z tymi historiami emocji – strachu, przerażenia, żalu...
Przecież dla naszego mózgu nie ma znaczenia, czy dana historia wydarzyła się naprawdę, czy nie. To ta wspaniała umiejętność naszego umysłu pozwala nam wzruszać się na filmach, w teatrze czy przeżywać fabułę beletrystycznej książki z takim zapałem, jakby to była historia kogoś nam faktycznie bliskiego... Wracając do pierwszych dni kursu – momentami myślałam, że wariuję. Dopiero krótka rozmowa z kierowniczką kursu, 20-letnim Dziewczęciem, która takich przypadków jak mój pewnie już obserwowała wiele, sprowadziła mnie na ziemię z katastroficznych przestworzy mojej wybujałej wyobraźni.
Zrozumiałam, że mój umysł pozbawiony pożywki w postaci zewnętrznych bodźców dał mi szansę, bym przyjrzała się własnym schematom myślowym. Jak na dłoni mogłam dostrzec wybujałą potrzebę kontroli, która dotąd ubrana była w piękne szaty opieki nad bliskimi, a teraz pozbawiona tej strawy zaatakowała samą siebie. A właściwie zaatakowała mnie pod postacią katastroficznych wizji końca moich bliskich pozbawionych mojej opieki właśnie. Śmieszne i straszne zarazem. Tamto wydarzenie było pierwszym świadomym krokiem, który poczyniłam ku poznaniu siebie.
Od tamtej chwili przyglądam się sobie często. Nawet, gdy zdarza mi się popłynąć na emocjonalnej fali i zareaguję gwałtownie, po chwili rozkładam swoje zachowanie na części pierwsze i próbuję zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. W ten sposób uczę się siebie. W ten sposób siebie poznaję. I to poznanie – proces skądinąd wiecznie niekompletny i niedomykalny w pełni – daje mi namiastkę wiedzy o mnie. O tym Kimś, kim jestem.
Stąd – wracając do meritum tego wywodu – moje rozumienie tej wspaniałej frazy Leca opiera się na samopoznaniu właśnie. Na pochyleniu się z czułością nad sobą i docenieniu tej Istoty, którą jestem. Z tego miejsca płynie też prawdziwe dostrzeganie i szacunek dla wszystkich innych ludzi, bo wszyscy przecież jesteśmy sobie równi i niezwykle do siebie w rdzeniu swoim podobni. Człowiek jest Istotą niezwykłą – kreatywną, twórczą, z szerokimi horyzontami. Jak mawia pewna nauczycielka śpiewu, Olga Szwajgier: „Człowiek jest Istotą wspaniałą, bo Bóg dziadostwa nie tworzy”.
Warto tylko chcieć się zatrzymać czasem i to dostrzec.
Drogi Odbiorco, może zastanawiasz się, dlaczego tekst tej treści umieściłam na blogu poświęconym coachingowi. Wyjaśnienie jest proste. Proces coachingowy daje szansę na głębokie rozpoznanie i zrozumienie siebie. Ten kilkutygodniowy proces jest jak wyprawa, której cel jest z góry określony, ale nie możemy przewidzieć, jakie skarby odkryjemy po drodze. Tempo tej wyprawy, milowe kroki i obrany kierunek zależeć będą od Ciebie, Drogi Kliencie. A ja tylko pomogę Ci nawigować, nie zbaczać z kursu i szukać nowych dróg i rozwiązań, gdy mapa naszej podróży momentami może zdawać się być nieczytelna.
Podróż do siebie i ku sobie to najpiękniejsza wyprawa życia. Masz ochotę spróbować? Czekam na Ciebie. Daj tylko znak…
Wróć na Stronę Główną